Powodem tego, że czasem właściciele nie chcą uświadomić sobie problemu nieuczci wości pracowników może być obawa przed włożeniem kija w mrowisko: Dopóki jakoś to leci, do interesu nie dokładam, lepiej niczego nie ruszać. Bo jak się raz ruszy, to nie wiadomo, jak to się skończy. Odkryłeś kradzież w Twojej gastronomii, co dalej?
Nie ma znaczenia, czy ktoś pracuje w kuchni, czy na sali przy obsłudze gości. Wadą są również godziny oraz dni pracy. Czy to zwykły dzień, czy święto, restauracje najczęściej są otwarte. Praca w kuchni na cały etat to zazwyczaj 5-6 dni w tygodniu po 10, a nawet 12 godzin. Zdarza się, że w pracy trzeba pozostać do godziny 2:00
Wakacje to najbardziej pracowity okres w branży HoReCa. Jest to dostrzegalne w szczególności w miejscowościach wypoczynkowych. Ponieważ poza sezonem utrzymywanie miejsc pracy bywa dla wielu przedsiębiorców znacznym obciążeniem finansowym, wielu z nich decyduje się okresowo zasilić zaplecze kadrowe poprzez zatrudnienie pracowników sezonowych.
Do gastronomii coraz częściej wkraczają nowe strategie komunikacyjne i sprzedażowe. Zmieniają się przy tym role pracowników, a ich zakresy obowiązków są dużo szersze, niż kilka lat temu. Dotyczy to przede wszystkim managerów restauracji, którzy dziś nie zajmują się tylko wizerunkiem i komunikacją między właścicielem a
. Dyskryminacja pracownika – obalamy mity! To powrót do Waszego zdecydowanie ulubionego cyklu na blogu 🙂 Pisałam tutaj niedawno o dyskryminacji klientów restauracji (a dokładnie tu), dziś przyjrzę się problemowi dyskryminacji pracownika. Od razu Ci powiem, że ten temat jeszcze niedawno nie był na mojej liście tematów must have do poruszenia na blogu. I cyk.. wieczorem 13 listopada na jednej z grup gastronomicznych pojawiła się informacja, że jeden z warszawskich wegebarów postanowił zatrudniać wyłącznie.. wegan i wegetarian. W mailu do kandydata do pracy tłumaczyli to następująco: Naszym kryterium rekrutacji jest wegetarianizm/weganizm, gdyż mięsożercy nie do końca podzielają naszą misję.. Na grupie natychmiast rozgorzała dyskusja na 211 lajków i 145 komentarzy, czy to przypadkiem nie dyskryminacja pracownika ze względu na zwyczaje żywieniowe. Temat przyznasz bardzo ciekawy, choć w całej tej dyskusji uderzyło mnie jednak co innego. Powtarzane w tym wątku nieprawdziwe informacje, były wręcz szokujące. Zakładam, że dyskutanci reprezentowali obie grupy – zarówno pracodawców, jak i pracowników. I jeżeli ma to być średnia, obrazująca to co wiemy o dyskryminacji, to wypada ona naprawdę blado. Tym sposobem temat dyskryminacji pracownika zasłużył sobie na wpis w ulubionej przez Czytelników bloga formule obalania mitów… Nie przedłużając.. MIT nr 1. Dyskryminacja pracownika dotyczy tylko pracy w firmach państwowych. … ekhm.. nie, to nieprawda, uwierz mi. Nie wiem w ogóle skąd komuś wziął się taki pomysł. Dyskryminacja uregulowana jest w Kodeksie pracy. Nic nie wiadomo mi o tym, aby Kodeks pracy obowiązywał zaś wyłącznie urzędników czy pracowników przedsiębiorstw państwowych. Bynajmniej przepisy Kodeksu pracy o tym nie wspominają. Choć faktycznie Kodeks pochodzi z czasów minionych bo aż z 1974 roku, to zapewniam Was, że obejmuje zarówno pracowników sektora prywatnego, jak i państwowego. A w ogóle jak to tak.. To znaczy, że we wszelkich korpo nie możemy mieć do czynienia z dyskryminacją pracownika? Przecież wielkie korporacje to prawie wyłącznie przedsiębiorstwa prywatne.. I to właśnie często tam dochodzi do dyskryminacji poszczególnych pracowników bądź kandydatów do pracy. Już tylko ten przykład pokazuje, jak bezsensowna musiałaby być to zasada 🙂 Tak więc, podsumowując, dyskryminacja pracownika dotyczy pracy w każdym sektorze – zarówno prywatnym, jak i państwowym. Jeżeli chodzi tylko o to, że wegebar to przedsiębiorstwo prywatne to na pewno mięsożerny kandydat do pracy w wegebarze może być dyskryminowany. MIT nr 2. Dyskryminacja dotyczy tylko pracowników, a nie kandydatów do pracy. O losie! Nie, nie i jeszcze raz nie. Zapewniam, że dyskryminacja pojawia się już na etapie rekrutacji. Kodeks pracy wskazuje na to wprost: Za naruszenie zasady równego traktowania w zatrudnieniu uważa się różnicowanie przez pracodawcę sytuacji pracownika, którego skutkiem jest w szczególności.. odmowa nawiązania stosunku pracy. Z dyskryminacją czy nierównym traktowaniem możemy mieć zatem do czynienia zarówno w zakresie nawiązania stosunku pracy, świadczenia pracy, jak i rozwiązania stosunku pracy. Co więcej, często do nierównego traktowania dochodzi właśnie jeszcze na etapie rekrutacji. Kiedy pracodawca nie kieruje się obiektywnymi przesłankami dla zatrudnienia danego kandydata. A co więcej, mimo iż dany kandydat posiada najlepsze wykształcenie czy najdłuższy staż, który powinien przekonać pracodawcę do zatrudnieniu takiego delikwenta, ten zatrudnia kogoś innego bo nie pasuje mu jakaś cecha u „obiektywnie najlepszego kandydata”. Sąd Najwyższy wskazuje wprost, iż: do niedozwolonych kryteriów różnicowania sytuacji pracowników (i kandydatów do pracy) zalicza się te, które nie mają oparcia w odrębnościach związanych z obowiązkami pracownika, sposobem ich wykonania czy też kwalifikacjami oraz przymioty osobiste pracownika, niezwiązane z wykonywaną pracą. Czy fakt jedzenia mięsa dyskwalifikuje osobę do pracy na barze w wegebarze? Czy fakt bycia wegetarianinem dowodzi tego, że ktoś nie nadaje się do pracy w burgerowni? A czy abstynent nie może pracować w knajpie serwującej rzemieślnicze piwo? Nie wiem jak Ty, ale jak na wszystkie trzy pytania tak w duchu odpowiedziałam sobie przecząco. Jeżeli ktoś jest dobry w swojej pracy, jako wegetarianin może dobrze smażyć burgery. Jako mięsożerca może dobrze sprzedawać jedzenie wege. A jako abstynent może nauczyć się wszystkiego o piwnych stylach i być prawdziwą skarbnicą wiedzy dla Klientów pubu z piwem kraftowym 😉 MIT nr 3. Dyskryminacja pracownika występuje tylko w przypadku umów o pracę. W przypadku innych form zatrudnienia nie ma zastosowania. Zdecydowanie nieprawda! Faktycznie, w przypadku kandydatów do pracy, zakaz dyskryminacji i nakaz niedyskryminacji reguluje Kodeks pracy. Z powodów oczywistych nie obejmuje on jednak potencjalnych zleceniobiorców. Jednocześnie tzw. ustawa antydyskryminacyjna wprost wskazuje, iż: ustawę stosuje się w zakresie warunków podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej lub zawodowej, w tym w szczególności w ramach stosunku pracy albo pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej. Ustawa wprost odnosi się również do wyboru drugiej strony umowy. I tak: Ustawy nie stosuje się do wyboru drugiej strony umowy, o ile tylko nie jest on oparty na płci, rasie, pochodzeniu etnicznym bądź narodowości. Z powyższego jednoznacznie wynika zatem, że dyskryminacja dotyczy także zleceniobiorców. Co więcej, zasady odnoszące się do dyskryminacji odnoszą się nie tylko do czasu samego obowiązywania umowy, ale dotyczą także okresu, w którym dochodzi dopiero do nawiązania współpracy. Dlatego musisz pamiętać, że możesz się dopuścić dyskryminacji także w stosunku do swojego zleceniobiorcy. Nie tylko pracownika. Czy zatem sam fakt, iż wegebar szukający do pracy wyłącznie wegetarian zamierza zawrzeć z nimi umowę cywilnoprawną zamiast umowy zlecenia może przesądzać o tym, iż ich zachowanie nie stanowi dyskryminacji? Można pokusić się o stwierdzenie, że tak 🙂 Zróżnicowanie wymagań zleceniodawcy wobec przyszłego zleceniobiorcy nie opiera się bowiem w tym przypadku ani na rasie ani na płci, pochodzeniu etnicznym czy narodowości. Ale zatrudnienie w oparciu o umowę cywilnoprawną może zostać zakwestionowane jako nieodpowiednia forma prawna dla zatrudnienia obsługi wegebaru. Jeżeli zleceniobiorcy w zasadzie mają być pracownikami, tylko takimi, do których nie zamierza się stosować Kodeksu pracy, a więc umowa cywilnoprawna ma być w tym przypadku jedynie pozorna, to tak naprawdę powinniśmy stosować zasady z Kodeksu pracy. A jeżeli nasz zleceniobiorca poczuje się dyskryminowany na etapie rekrutacji to może nie tylko wykazać dyskryminację. Również może wykazać, że coś majstrowaliśmy przy formie umowy, jaką proponujemy kandydatowi. Wychodzi więc na to, że w przypadku zleceniobiorców powinniśmy uważać podwójnie 😉 MIT nr 4. To dyskryminacja, na pewno. Żeby jej uniknąć, za Zachodzie (?!) nie są wymagane nawet zdjęcia w CV. No tu to już padłam i nie mogłam wstać. Zdjęcia w CV nie są wymagane ani na Zachodzie, ani w Polsce! Co więcej! Pracodawca nie ma prawa żądać od Ciebie umieszczenia zdjęcia w CV. Wynika to bezpośrednio z Kodeksu pracy. Brak jest co prawda analogicznej regulacji odnośnie zleceniobiorców jednak zgodnie z ogólnymi regułami rządzącymi przetwarzaniem danych osobowych powinniśmy pobierać tylko te dane, które są nam rzeczywiście potrzebne do wyboru zleceniobiorcy. Zdjęcie na pewno do nich zaś nie należy. Tak więc niezależnie od tego czy rekrutujemy pracownika czy zleceniobiorcę, nie powinniśmy pobierać jego zdjęcia. Chyba, że osoba rekrutowana zamieści zdjęcie ze swojej własnej woli i na piśmie wyrazi zgodę na przetwarzanie jej wizerunku. Tak jak na Zachodzie 😉 Pisałam o tym więcej, we wpisie dotyczącym danych osobowych kandydata do pracy, żeby się do niego przenieść wystarczy kliknąć w link. A przenieść się warto. Bo znajdziesz tam naprawdę sporo informacji odnośnie tego, co powinno zawierać ogłoszenie o pracy. *** A co z naszym kandydatem do pracy w wegebarze? Moim zdaniem bycie wegetarianinem nie jest rzeczywistym i decydującym wymaganiem zawodowym stawianym kandydatowi do pracy w wegebarze. Nie uzasadnia dopytywania czy ktoś jest wege czy też nie. Rozumiem, że poprzedni mięsożercy nie sprawdzili się w roli kreatywnych sprzedawców dań wegetariańskich. Ale to wcale nie oznacza jeszcze, że rykoszetem powinni dostać pozostali chętni do pracy. Oczywiście możesz uzasadniać, iż wegetarianizm to nie dieta, a światopogląd, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że w mojej ocenie to dalej dyskryminacja pracownika. No bo dyskryminujesz z uwagi na światopogląd. Zgodnie z prawem różnicować pracowników z uwagi na przekonania religijne i światopogląd mogą jedynie kościoły i związki wyznaniowe. Ale także one nie mogą tego robić dowolnie. Muszą spełnić określone warunki. Tylko rodzaj pracy musi uzasadniać jakiekolwiek wymogi względem pracowników. Także w parafii św. Mikołaja w Gdańsku może pracować sprzątaczka, która jest ateistką. Jeżeli ktoś się nie nadaje do tej pracy należy go zwolnić. Zwolnienie z pewnością nie będzie dyskryminacją, bo będzie istniała uzasadniona przyczyna, dla której rozwiązujecie stosunek pracy bądź umowę cywilnoprawną. I nie będzie to kryterium jedzenia bądź niejedzenia mięsa, ale obiektywna niska ocena pracy na danym stanowisku. Tak wiem to zajmie Twój czas, poniesiesz koszty. Ale – przynajmniej w mojej ocenie – nie możesz skreślać wszystkich nie-wegetarian bo kilku z nich nie nadawało się do pracy w barze wegetariańskim. Zapytam jednak inaczej? A dlaczego zamiast pytać o dietę na etapie składania CV nie porozmawiać z kandydatem do pracy w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej na temat jego faktycznej wiedzy o kuchni wegetariańskiej, znajomości potraw i składników? Być może taka osoba była w przeszłości wegetarianinem, ale z jakichś powodów jej tylko wiadomych z diety zrezygnowała. Może chciałaby przejść na wegetarianizm, ale z jakichś powodów (jej tylko wiadomych) tego nie robi, ale interesuje się dietą wegetariańską i będzie świetnym pracownikiem? A może ktoś po prostu interesuje się różnymi dietami, skończył dietetykę, a mimo wszystko nawet sporadycznie je mięso. Znam wiele osób, które deklarują, że praktycznie nie jedzą mięsa. Zdarzy im się może raz na tok. Ponieważ jednak im się to zdarza, nie nazywają siebie wegetarianami. Czy takie osoby rzeczywiście nie mogą u Ciebie pracować? Oceniając faktyczną wiedzę na temat diety wegetariańskiej wybierzesz rzeczywiście najlepszego kandydata, najbardziej kompetentnego na to stanowisko. Jednocześnie nikogo nie będziesz zmuszał do określenia czy je mięso czy nie. Nikogo nie będziesz oceniał przez pryzmat jedzenia mięsa bądź nie, ale wyłącznie poprzez jego rzeczywiste kompetencje. Czy taki transparenty sposób rekrutacji nie jest lepszy aniżeli dopytywanie o fakt jedzenia bądź nie mięsa przez kandydata do pracy w naszej restauracji? A przy tym masz pewność, że Twój sposób działania to na pewno nie dyskryminacja pracownika. PS. Pozdrawiam Cię ciepło i słonecznie z pięknej Lizbony! Dopiero co zerknęłam na nią rano jednym okiem, a już żałuję, że spędzę tu tylko kilka dni. 🙂 Bom dia! 🙂
REKLAMA Lockdown rządu PiS wystraszył i zniechęcił ludzi do pracy w gastronomii. Pracowników brakuje, a restauracje i bary próbują szybko znaleźć ludzi do pracy. Za kilka dni na gości powinny otworzyć się restauracje i bary. Jednak restauratorzy zamiast się cieszyć są przerażeni… brakiem pracowników. Jak czytamy na portalu InnPoland, na portal rekrutacyjnych i grupach z ogłoszeniami o pracę zaroiło się od ogłoszeń. Poszukiwani są kelnerzy, kucharze czy bariści. REKLAMA A zainteresowanych wcale tak wielu nie ma. Mało tego, restauratorzy są przerażeni z braku chętnych do pracy. – Sytuacja w branży jest teraz bardzo dziwna – mówi Katarzyna Selenta z firmy Kulinarisk Solutions, zajmującej się doradztwem w obszarze gastronomii. Braki kadrowe dotyczą każdego szczebla: od kelnerów przez szefów kuchni po menedżerów restauracji. Jakby tego było mało, to gastronomia ma być odmrożona w najgorszym okresie. – W okolicy maja zawsze jest ciężko o pracowników, wtedy właśnie pojawiają się atrakcyjne oferty sezonowe. W tym roku nie wiadomo jeszcze co prawda, jak będą wyglądać wakacje, ale oferty pracy i tak się pojawiły – wskazuje Selenta. Poza tym nauka zdalna doprowadziła do tego, że z miast wyjechali studenci, którzy często pracowali w tej branży. Z kolei ograniczenia w podróżowaniu między krajami wycięły pracowników z zagranicy. Wielu pracowników zdecydowała się przebranżowić. – Ludzie poszli pracować na magazynach, znam szefów kuchni, którzy założyli warzywniaki, znam menedżerów, którzy wzięli sobie w ajenctwo Żabki, znam osoby, które poszły pracować na magazyn do Biedronki – wylicza Selenta. Wielu pracowników boi się kolejnego lockdownu po wakacjach, a nowa praca wydaje im się bardziej stabilna. Dlatego szanse na powracających pracowników gastronomii są niewielkie. – W pewnym stopniu gastronomia była oparta na braku umów o pracę, co też odbiło się czkawką pracownikom: bo pracodawcy mieli prawo pożegnać ich z dnia na dzień kiedy zamknięto lokale gastronomiczne – przyznaje Selenta. Źródło: InnPoland REKLAMA
Coraz więcej restauracji "zatrudnia" roboty jako kelnerów. Brak rąk do pracy w gastronomii 28 listopada 2021, 12:00. 2 min czytania Branża gastronomiczna bardzo boleśnie odczuła rzeczywistość 2020 r. Mimo że kilkanaście miesięcy później restauracje mogą w miarę normalnie funkcjonować, to wielu restauratorom brakuje rąk do pracy. Jednym z rozwiązań tego problemu są roboty-kelnerzy. Robokelnerzy nie potrafią jeszcze postawić talerza z jedzeniem na stoliku. Z drugiej strony jedna taka maszyna jest w stanie przewieźć jednocześnie nawet 10 talerzy. | Foto: American Robotech Inc. / Restauracje, którym brakuje kelnerów, coraz częściej zwracają się ku nowej technologii, ułatwiającej podawanie posiłków Amerykańska firma Robotech oferuje cztery rodzaje robotów-kelnerów, których cena sięga 17,8 tys. dol. Zamieszczone w artykule filmy pokazują jak roboty-kelnerzy dostarczają posiłki, sprzątają stoły czy doprowadzają klientów na miejsce Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Amerykańskim restauratorom coraz ciężej znaleźć pracowników. W związku z tym trendem rośnie liczba punktów gastronomicznych, które decydują się na wdrożenie rozwiązań umożliwiających automatyzację procesów. W ostatnim czasie rekordowa liczba Amerykanów zrezygnowała z pracy w poszukiwaniu zatrudnienia oferującego lepsze warunki, wyższe pensje oraz więcej benefitów. W efekcie na rynku pracy obserwuje się niedobór siły roboczej, co w szczególności dotyka branżę gastronomiczną. Rosnące koszty zatrudnienia powodują, że coraz więcej restauracji skraca godziny funkcjonowania oraz ogranicza przestrzeń przeznaczoną dla klientów. Część restauratorów podkreśla, że tempo obsługi gości spadło, ponieważ wiele osób pracujących w gastronomi jest przemęczonych. W odpowiedzi na problemy kadrowe część właścicieli knajp zdecydowała się na podwyżkę pensji lub oferuje szereg innych benefitów. Inni restauratorzy postanawiają wdrożyć rozwiązania umożliwiające automatyzację niektórych elementów funkcjonowania restauracji, dostarczania posiłków do stolika. Czytaj także w BUSINESS INSIDER Wsparcie dla obsługi Założona w Stanach Zjednoczonych firma American Robotech produkuje cztery rodzaje robotów pełniących funkcję kelnerów, zajmujących się zmywaniem naczyń, doprowadzających klientów do stolików, a nawet śpiewających "sto lat". Najmniejszy z robotów, KettyBot, kosztuje 10,8 tys. dol., z kolei największa oferowana przez firmę maszyna to wydatek 17,8 tys. dol. | American Robotech Firma została założona na początku 2021 r., wspomina z rozmowie z Insiderem prezes American Robotech Jackie Chen. Rozpoczęcie funkcjonowania start-upu zbiegło się ze spadkiem liczby pracowników branży gastronomicznej. Jednym z klientów firmy jest La Duni, latynoamerykańska restauracja znajdująca się w mieście Dallas. Lokal wynajmuje cztery roboty opracowane przez American Robotech. Koszt takiej usługi wynosi 15 dol. dziennie za jednego robota. Właściciel restauracji Espartaco Borg przyznał w rozmowie z dziennikarzami CNN, że roboty były "oczywistym" rozwiązaniem umożliwiającym odciążenie przepracowanych pracowników restauracji. Główną przyczyną pojawienia się robotów w knajpach jest brak rąk do pracy w gastronomii - tłumaczy Chen. Część punktów gastronomicznych decyduje się na taki krok, ponieważ chcą w ten sposób wyróżnić się na tle konkurencji. Prezes American Robotics wskazuje jednak, że "roboty nie będą w stanie zastąpić ludzi". Zdaniem Chena ich rola będzie polegała na realizacji powtarzalnych czynności, które obsługa restauracji wykonuje kilkaset razy na dzień. Automatyzacja procesów pozwoli także na ich sprawniejsze przeprowadzanie, dodaje Chen. Zobacz także : Restauratorzy zaczynają zatrudniać roboty zamiast ludzi, bo te nie domagają się podwyżek Robokelnerzy nie potrafią jeszcze postawić talerza z jedzeniem na stoliku. Z drugiej strony jedna taka maszyna jest w stanie przewieźć jednocześnie nawet 10 talerzy, wskazuje Chen. W końcowej fazie albo sam klient bierze swój posiłek, albo jest on stawiany na stole przez kogoś z obsługi. Podobnie wygląda kwestia sprzątania po posiłku. Kelnerzy jak samochody Roboty są wyposażone w system rozpoznawania mowy. Jak wskazuje American Robotech urządzenie jest w stanie funkcjonować na jednym naładowaniu przez 10 do nawet 24 godzin. Chen przyrównuje sposób poruszania się robotów-kelnerów do systemu, w który wyposażone są samochody autonomiczne. Urządzenie skanuje pomieszczenie za pomocą kamer oraz czujników LiDAR. Dzięki tej technologii maszyna jest w stanie odpowiednio wcześnie zareagować w sytuacji, gdy ktoś pojawi się na jej drodze. Zainteresowane usługami robotów restauracje mogą albo dokonać zakupu urządzenia, albo zdecydować się na wynajem maszyny. Najmniejszy z robotów, KettyBot, kosztuje 10,8 tys. dol., z kolei największa oferowana przez firmę maszyna to wydatek 17,8 tys. dol. Do tych cen należy doliczyć koszty związane z serwisowaniem maszyny. Większość klientów American Robotics stanowią knajpy o powierzchni od 185 do 370 m kw., które są obsługiwane przez jednego robota. Tłum. Adam Hugues
Zapisz się do newslettera AvikoPrzeczytaj takżeMotywowanie załogi: grywalizacjaZobaczJak przyciągnąć i utrzymać dobrych pracowników w branży HoReCaZobacz10 trendów w pokoleniu Z, które powinieneś znać, prowadząc restauracjęZobacz
co zamiast pracowników w gastronomii